Dziś przychodzę do Was z recenzją maski Kallos Placenta, którą kupiłam kilka tygodni temu.
Nad zakupem masek Kallosa zastanawiałam się już nie raz, ale zawsze miałam coś innego do zużycia, albo po prostu nie ukrywając, z racji na cenę i wygląd opakowania, stawiałam je na równi z maskami Mili, które niestety nie robiły z moimi włosami nic.
Co zatem spowodowało, że postanowiłam wreszcie wypróbować Kallosa?
Otóż, robiąc zakupy w sklepie internetowym, natrafiłam na mega promocję tych masek - 4,99 zł / 275 ml. Więc myśl była krótka: "co mi szkodzi wypróbować którąś z tych maseczek - przecież to tylko kilka złotych....." i chwilę później w moim koszyku znalazła się Placenta oraz Carota - o której opowiem Wam w następnej recenzji).
Jak pisze Producent Kallos Placenta, to "krem z wyciągiem z łożysk jest specjalnym kremem bogatym w białka, aminokwasy i witaminy. Swoje działanie zawdzięcza wyciągowi z łożysk roślinnych. Dzięki specjalnemu składowi włosy stają się mocne i łatwe w pielęgnacji. Jest polecany szczególnie do włosów rozjaśnionych oraz suchych i łamliwych. Zastosowanie: Niewielką ilość wetrzeć w umyte włosy i pozostawić na ok. 30 min. Następnie spłukać wodą".
Opakowanie: to poręczny słoiczek o pojemności 275 ml (są też większe).
Konsystencja: maska jest gęsta i treściwa. Nie spływa z włosów. Dodatkowo jest bardzo wydajna, już niewielka ilość pozwala na pokrycie całych włosów. Doskonale się rozprowadza.
Cena: ok 5-6 zł / 275 ml.
Działanie: Na moich rozjaśnianych włosach sprawdza się rewelacyjnie. Stosuję ją trzymając na włosach max. 3-5 min.. Już podczas spłukiwania czuć, że włosy są mega wygładzone. Dzięki tej masce moje włosy są naprawdę bardziej nawilżone i miękkie.
Maskę stosuję od miesiąca, praktycznie podczas każdego codziennego mycia włosów.
Zresztą chyba nie muszę nic więcej pisać, wystarczy spojrzeć na moje włosy :)
Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Parfum, Cyclopentaxiloxane, Dimethiconol, Bambusa vulgaris, Triticum vulgare Villars, Citric Acid, Propylene Glycol, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone
(hm...skład na pewno inny niż na wizażu).
Podsumowując: jeśli farbujecie włosy i chcecie porządnego nawilżenia to polecam, za taką cenę naprawdę warto wypróbować.
I na pewno ta maska na stałe zagości w mojej toaletce :)
u mnie w Hebe nie ma tych małych masek, same duże a do tego mały wybór.. Właśnie mam placentę w tym dużym zielonym opakowaniu i skład różni się od Twojej, jest dłuższy. Szkoda, że producent tak samo mydli oczy wypisując cudowne działanie roślinnych ekstraktów, których na dobrą sprawę w masce jest niewiele, jako że znajdują się daleko za zapachem...
OdpowiedzUsuńwprawdzie nie mam farbowanych włosów,ale muszę wypróbować którąś z masek Kallosa ;)
OdpowiedzUsuń