sobota, 18 kwietnia 2015

Moje włosowe wzloty i upadki - 2 lata włosomaniactwa

Zacznijmy od początku...


Moje włosy naturalnie ciemne: coś pomiędzy czarnym a ciemnym brązem. 
Gdy byłam dzieckiem włoski były prościutkie i czarne, jako nastolatka miałam już falowane i troszkę rozjaśnione słońcem, a później na studiach jakoś same się mocno zakręciły – może dzięki pierwszym farbowaniom, a może po burzy hormonalnej ;)

W kolejnych latach moje włoski stawały się coraz bardziej falowane i bardziej niesforne, co według mnie było wynikiem ufarbowania ich w 2011, a później w 2014 na bardzo jasny blond  oraz niemalże codziennego stosowania suszarki, a przynajmniej raz w tygodniu lokówki i prostownicy i oczywiście regularnego farbowania.

Aż pewnego dnia, zupełnie przez przypadek trafiłam na Wizaż i zobaczyłam pięknie lśniące włosy Idalii.
I wówczas natychmiast zapadła decyzja, że "ja też chcę mieć takie włosy". 
Był wtedy 31 marzec 2013, a moje włosy cieniutkie, matowe, mocno przesuszone, zniszczone, bez połysku i mocno wypadające:


Przepadłam na Wizażu i blogu Idalii bez pamięci.
Przeczytałam mnóstwo artykułów i postów, szczególnie na temat dobroczynnego działania henny i skuszona pozytywnymi opiniami, przede wszystkim blogerek, skusiłam się i ja na farbowanie tym "cudem".

I wtedy doszło do kolejnej katastrofy - włosy stały się czerwono -rude, odrosty nadal były widoczne i do tego wysuszone, po prostu paskudne i jeszcze ten zapach... Przez cztery dni (mimo ich umycia po 48 godzinach i następnie codziennie) czułam ten okropny zapach:




Naturalnie możecie pomyśleć, że gdzieś popełniłam jakiś błąd, ale zrobiłam wszystko zgodnie z instrukcją zmodyfikowaną tylko o utlenianie henny (pozostawienie rozrobionej mieszanki w ciepłym miejscu na 24 godz. - tak, jak pisały blogerki) 
i na włoskach trzymałam ją 3,5 godz. (na umalowane włosy nałożyłam czepek i owinęłam bawełnianą ściereczką, by nie pobrudzić ręcznika, a następnie owinęłam je jeszcze ręcznikiem frotte). 
Spłukałam dokładnie czystą, chłodną wodą i kolejne mycie wykonałam dopiero po 48 godzinach od farbowania. Ale od razu po wysuszeniu włosów, efekt był tragiczny, a te 48 godzin absolutnie nic nie zmieniło :(

Po tygodniu tej katastrofy, postanowiłam coś z tym zrobić. 
Jednak wiele Waszych opinii mówiło, że nie mogę tego zrobić farbą chemiczną, gdyż kolor po hennowaniu może się nie przyjąć. Kupiłam więc hennę Venita orzech laskowy. 
Ale efekt farbowania niewiele odbiegał od poprzedniego, no może włosy stały się zamiast czerwonych - bordowe:




A do tego tydzień później ten okropny przesusz i masakryczny kolor, skutecznie zniechęciły mnie do jakiejkolwiek henny:




W kolejnych tygodniach było coraz gorzej :( Cały czas nie mogłam dojść do ładu z moimi włoskami – z każdym dniem włosy stawały się coraz mocniej sprane, coraz bardziej rude, z bardzo widocznymi czarnymi 10-12 cm odrostami i niesamowicie wysuszone - zupełnie bez życia.

Olejki i odżywki pomagały tylko na chwilę - od razu po umyciu i co najwyżej do godziny po wyschnięciu włosów.
A w ciągu dnia, szczególnie w drugiej połowie, włosy robiły się ponownie sianowate  i niesforne, i wyglądały bardzo nieświeżo.
Dodatkowo miałam wrażenie, że jakoś mi się wykruszyły i stały się jakby krótsze :( 
A czary goryczy dopełnił szampon Alterry z kofeiną i biotyną, po którym włosy wyglądały jak po nieudanej trwałej  :(




Mając już dość tej masakry, zaryzykowałam i na majówkę ufarbowałam je farbą Loreal'a Exellence 6.03 świetlisty ciemny blond:




Na szczęście udało się – włoski się ufarbowały. I stały się trochę gładsze i jakby bardziej lśniące.
Niestety moje szczęście trwało chwilę i przez kolejne miesiące, mimo codziennego nakładania na całą noc olei, olejków, masek i po każdym myciu stosowania znów masek i odżywek, włosy w wyglądały coraz gorzej :(







Najbardziej denerwowała mnie grupa włosów, która miala długość sięgającą do szyi (po części efekt zapuszczanej grzywki + w znacznej mierze włosy, które się wykruszyły + być może jakieś baby hair sprzed 1.5 roku). Jednakże obcięcie nie wchodziło w grę, gdyż musiałabym ściąć włosy o jakieś 30 cm by je wyrównać (kilkanaście lat temu miałam krótkie włosy i wówczas obiecałam sobie: nigdy więcej w życiu).
Jedynie co wtedy zrobiłam, to wyrównałam końcówki, skracając włosy o jakieś 2 cm.

I wtedy pod koniec czerwca stał się cud - efekty mojej pielęgnacji wreszcie stały się widoczne. Włosy się wygładziły i wyglądały zdecydowanie lepiej :) A to za sprawą tych o to kosmetyków:

  1. Pollena-Ewa, Eva Natura Zioła Polskie, Potrójna moc ziół, Szampon do włosów przesuszonych, blond i po rozjaśnianiu
  2. Pollena-Ewa_odżywka do włosów len, kaszmir, proteiny pszenicy, filtry UV
  3. Artego_keratynowy fluid odbudowujący




Wakacje dały nieźle popalić moim włoskom i mimo stosowania olei, masek, odżywek i całkowitej rezygnacji z suszarki, stały się suche jak popiół :(
Postanowiłam więc działać radykalnie i zastosować coś profesjonalnego, co przynajmniej częściowo przywróciłoby życie moim "kudełkom". 
I tu mój wybór padł na maskę regenerującą Midollo di bamboo firmy Alfaparf, ale niestety okazało się to totalnym niewypałem. 
Nie pomogły też moje ulubione produkty, więc zainwestowałam w maski Bingo oraz częstsze stosowanie produktów Dove Repair. I dopiero to pomału zaczęło przywracać blask moim włoskom.

Dodatkowo w pierwszej dekadzie sierpnia skusiłam się na palmę sabałową i po dwóch tygodniach brania tabletek, zaczęły mi strasznie wypadać włosy - normalnie garściami i mimo, że zaprzestałam jej stosowania włosy dalej leciały :( i nie pomagały żadne preparaty witaminowe, ani wcierki. 




I wtedy znów wróciłam do farbowania. Najpierw był to rozjaśniający złoty brąz z Avonu, a w listopadzie i grudniu już złoty blond Avon w odcieniu 8.3..



Znów moje włosy stały się cienkie, wypadające i matowe... i stanęłam w punkcie wyjścia - tak skończył się rok 2013.



W styczniu 2014 postanowiłam się wybrać do fryzjera.


Muszę przyznać, że niezwykle bałam się tej wizyty, gdyż jeszcze nigdy nie natrafiłam na fryzjera, który odpowiednio zająłby się moimi włosami - zawsze wychodziłam z jakimś eksperymentem na głowie ;) aż do teraz, gdy przeprowadziłam się do innego miasta i tuż pod moim blokiem natrafiłam na niewielki salon fryzjerski :)

Skusił mnie przede wszystkim reklamą o stosowaniu produktów Artego, a że to moja ulubiona marka do pielęgnacji włosów (jak pisałam wyżej) postanowiłam zapisać się na wizytę.

I tym razem wreszcie mile się zaskoczyłam wizytą u fryzjera - naprawdę w salonie panował pełen profesjonalizm a do mycia oraz stylizacji wyłącznie zostały zastosowane produkty marki Artego.

Tak, że po wizycie moje włosy zyskały jeszcze więcej blasku i nawilżenia - a rozdwojone końce praktycznie zniknęły :)



Z początkiem lutego do mojego zestawu pięlegnacyjnego, doszedł zestaw Eveline z keratyną i olejkiem arganowym i znów stał się dramat:
Kosmetyki z tego zestawu, wysuszyły moje kudełki i pozbawiły ich blasku, a do tego zniszczyły moje grudniowo-styczniowe osiągnięcia:



Dodatkowo strasznie zaczęły mnie denerwować moje czarne odrosty, więc znów - farbowanie, tym razem piankąWellaton 7/1:




Kolejny przełom nastąpił w marcu, po wizycie u fryzjera i wtedy po pozbyciu się kolejnych włosowych zniszczeń, moje włosy zaczęły wyglądać naprawdę dobrze :)




Pod koniec lipca wybrałam się do fryzjera by ufarbować odrosty i zanim się obejrzałam wyszłam od fryzjera jako typowa blondynka, gdzieś pewnie na poziomie 11, zamiast 7 :( Chyba Pani fryzjerce musiało się nalać za dużo wody utlenionej, bo oprócz bardzo jasnego blondu, moje włosy już następnego dnia wyglądały jak "kupa siana" :(
Oczywiście od razu, po modelowaniu i prostowaniu włosów, było całkiem, całkiem - powiedziałabym, że nawet ładnie...ale już wieczorem nie za bardzo mogłam się rozpoznać w lustrze, a następnego dnia wyglądałam już jak koszmar.
Nie zastanawiając się długo, szybko podjechałam do drogerii i mając już dość ostatnich przygód z farbowaniem włosów, mój wybór padł na kolor, który miał przypominać moje naturalki, czyli na Garnier Color Sensation na poziomie 5.0:






Niestety po tym podwójnym farbowaniu, albo przy okazji zbliżającej się jesieni, moje włosy zaczęły lecieć znów garściami:



Nie pomógł Radical (ani ampułki, ani wcierki, odżywki, szampony, balsamy), nie pomogła BioSilica, ani Seboradin, ani nawet drożdże.

Więc zamówiłam trochę rosyjskich kosmetyków i stałam się posiadaczką aktywnego serum na porost włosów Babci Agafii, marokańskiej odżywki i maski Planeta Organica oraz balsamu z olejem z rokitnika Planeta Organica i lotionu przeciw łysieniu Subrina Recept.

Na pierwszy ogień poszedł więc balsam z olejem z rokitnika Planeta Organica oraz serum na porost włosów Babci Agafii:




A tak już w listopadzie i w grudniu 2014:






I wreszcie moje włosy zaczęły mi się podobać :)
W rok 2015 wkroczyłam wreszcie zadowolona:












Dodam, że tak wyglądają moje włosy bez farbowania - ostatni raz były farbowane 20 lipca 2014.

Jeżeli chodzi o stosowane kosmetyki, to cały czas szukam idealnego zestawu, gdyż moje włosy są mocno kapryśne i na przykład to, co sprawdza się w jednym miesiącu, w kolejnym już niekoniecznie.

Najczęściej stosowane kosmetyki, to:

Szampony: Avon Collagen, Seboradin przeciw wypadaniu, Farmona (różne rodzaje), Dermena

Maski: Kallos latte, Kallos Banan, Kallos Bluberry, Avon Advance Techniques Reconstruction

Odżywki: Garnier (pomarańczowa, żółta, czerwona, różowa), Avon repair oraz luksusowa kolekcja odżywcza z 5 olejkami

Wcierki: Seboradin przeciw wypadaniu włosów

Olejki: odżywcza kuracja z marokańskim olejkiem arganowym z Avonu, olej makadamia, Castrol Oil Hollywood Beauty, olejek arganowy w ampułkach Marion, olej Bhringraj, olej lniany

Mgiełki: Kallos LAB35 oraz Kallos Relax różowa,  Farmona Herbal care wzmacniająca oraz regenerująca


sobota, 11 kwietnia 2015

Mój buziaczek dwa lata później

Witajcie :)

To już 13 lat mojej walki..... i można by było naprawdę napisać książkę na temat mojej wojny o zdrową skórę twarzy.
Ale z racji tego, że przeczytanie tego postu  by Wam zajęło wówczas kilka dni, odsyłam więc Was do kilku moich postów TU.

Mój buziaczek_IV 2015:







A tak wyglądało to jeszcze 2 lata temu (IV 2013):



Przez ostatnie 2 lata stosowałam tylko i wyłącznie:
  • Mydło naturalne z nanosrebrem
  • Mydło w kostce (wykańczam różne malutkie mydełka z podróży po hotelach)
  • Atrederm (tylko w okresie zimowym: listopad - luty)
  • Skinoren (kwiecień 2013 - listopad 2013)
  • Urządzenie Darsonwal (luty 2013 - lipiec 2013)
  • Manhattan - puder do cery trądzikowej
  • Puder mineralny - ze składników z kolorówki.com (tylko w 2013 roku)
  • Avon Solutions krem wygładzający pod oczy (seria fioletowa), 
  • Babydream krem z filtrem 50+,
  • Olej tamanu, 
  • Kwas hialuronowy 1,5%,
  • Olejek z drzewa herbacianego,
  • Korund z ZSK, 
  • Soraya peeling moreolowy,
  • Srebro koloidalne
  • Unikanie jogurcików, serków i mleka
  • Suplementy diety (Merz Special, Olimp Chela-Cynk, Fitoval, Vitalsss Beauty skrzyp, Bio Silica, Perfect-skin, Witamin Olimpu)
  • I kilka produktów, które kupiłam i zdenkowałam po jednym opakowaniu (np. Aleppo, mydło Biały Jeleń, żel Be Beauty).

Poprawa jest naprawdę spora, ale niestety do ideału jeszcze daleko....
Wciąż walczę z bliznami i przebarwieniami, które są oporne nawet na Atrederm :/


sobota, 4 kwietnia 2015

Podsumowanie marca 2015

Witajcie!
Dzisiaj przed Wami moja kolejna aktualizacja włosowa.
Długość mierzona od linii czoła: 68 cm, czyli od początku stycznia przyrost liczy 4 cm :)
Jak dla mnie super wynik, gdyż nigdy nie miałam przyrostu wyższego niż 1 cm na miesiąc!


     


Stosowane kosmetyki:

Szampony: Avon Collagen, Dermena, Farmona Skrzyp polny, Farmona Bursztyn

Maski: Kallos latte, Kallos Banan

Odżywki: Garnier (różowa - gęstość, żółta - oil repair), Avon luksusowa kolekcja odżywcza z 5 olejkami, Loreal Elseve_ceramidy

Wcierki: Lotion Dermena przeciw wypadaniu włosów

Olejki: odżywcza kuracja z marokańskim olejkiem arganowym z Avonu, Castrol Oil Hollywood Beauty, olej Bhringraj

Mgiełki: Kallos LAB35,  GlisKur z olejkami (złota), John Frieda do włosów zniszczonych


Pozostałe aktualizacje znajdziecie poniżej:
STYCZEŃ
LUTY
MARZEC